CISZA ODCHODZĄCYCH

Zaczął się kolejny miesiąc tego dziwnego roku. Takiego roku, który łamie wszystkie nasze tradycje, wymusza zmianę naszego zachowania i myślenia. W roku 2020 nic nie jest takie jak zawsze...

W pierwszym dniu listopada zazwyczaj wszyscy chodziliśmy odwiedzać cmentarze i zapalać światło pamięci dla naszych zmarłych, o których wierzymy, że są święci. W tym dniu wszystkie ciche i spokojne nekropolie stawały się rozświetlone od ognia zniczy, kolorowe od kwiatów i gwarne od odwiedzających je do późnych godzin nocnych...

Epidemia wymogła na nas zmianę. Czy to się nam podobało, czy nie. W moim domu, w związku z zagrożeniem, ustaliliśmy, że rodzice z racji wieku i tego, że są najbardziej narażeni - nie będą odwiedzać grobów. My, młodsi, będziemy ich reprezentować...

Tuż przed weekendem ogłoszono jednak zamknięcie cmentarzy... O, jaki wielki żal ogarnął moje serce! Właśnie w sobotę wybierałam się na groby moich dziadków i dalszej rodziny. Jaki bunt obudził się we mnie. Tak strasznie czułam, że to takie niesprawiedliwe. Zamknęli... Gorzkie słowa cisnęły się na usta, a do oczu łzy...

Trudny to był 1 listopada... Ale jednocześnie był to dzień świętowania. Prawdziwego świętowania i wspominania, ale nie zmarłych z rodziny, a świętych. Tych, którzy wyniesieni na ołtarze orędują za nami. Tego dnia prawdziwie rozmyślałam o moich „ulubionych świętych”, bo przecież każdy z nas takowych ma, ma swoich patronów. Rozmyślałam nad ich życiem i zastanawiałam się, ile mogę zaczerpnąć od nich, aby moje życie podobało się Panu.

Groby bliskich z wielką radością odwiedziłam 3 listopada, we wtorek. Musiałam wprawdzie wziąć urlop na okoliczność wyjazdu, ale ileż spokojniej odwiedzało się cmentarze. Bez tłumu i gwaru wspominałam najbliższych. Opowiadałam córce o wspaniałych chwilach spędzonych u dziadków. Znicze paliły się tak samo jak 1 listopada, ale bardziej skupiłam się na modlitwie. Kwiaty wyglądały tak samo kolorowo i pięknie na płytach nagrobków, ale cisza i spokój przemawiała do serca. Bo przecież bez względu na gwar naszego życia i zabieganie, śmierć przychodzi cichutko. Zabiera człowieka w ciszy i spokoju. Przenosi do wieczności, gdzie cicho czeka na nas odpowiednie miejsce, na które pracowaliśmy całe ziemskie życie...

Ostatnie dni uświadomiły mi, ile w naszym życiu jest pozorów, przyzwyczajeń i nawyków. A czy one prowadzą nas do głębokiej modlitwy, do przylgnięcia do Jezusa, do umiłowania życia wiecznego?

zz

do góry